NaProTECHNOLOGIA
- Co to jest NaProTECHNOLOGIA
- Czy ta metoda jest dla mnie?
- Jak rozpocząć leczenie
- Zalety NaProTECHNOLOGII
- Mężczyzna w NaProTECHNOLOGII
- Skuteczność
- NaProTECHNOLOGIA w Polsce
i na świecie - Wykaz lekarzy i instruktorów CrMS
Creighton Model SystemTM
Kilka słów o nas
Ja mam na imię Ola, a mój mąż - Marcin ;)
Znamy się od… początku świata, a poważnie, od bardzo dawna. Jesteśmy 6 lat po ślubie.
Ponieważ pobraliśmy się dość późno, oboje mieliśmy już 32 lata, zadecydowaliśmy, że nie będziemy odkładać decyzji o dziecku. Zresztą dla kobiety w moim wieku to był już „najwyższy czas” ;).
Dlatego całkowicie otworzyliśmy się na przyjęcie upragnionego potomstwa.
Jednak mijały miesiące a ciąża się nie pojawiała. Ja intuicyjnie czułam, że coś jest „nie tak jak powinno być”, ale odczekałam rok, bo taki czas przyjmuje się na próby. Po roku starań udałam się do lekarza. Ginekolog zlecił badania mnie i Marcinowi, spojrzał na wyniki i stwierdził, że wyniki męża nie są rewelacyjne, ale nie są też bardzo dramatyczne i tu nie należy się przejmować. Podejrzewał raczej, że większy problem będzie ze mną. Następnie zlecił mi badania w kolejnych dwóch cyklach. Wyznaczył dni do badań według ogólnie przyjętego uśrednionego cyklu. Po obejrzeniu wyników stwierdził, że możemy jeszcze próbować sami, ale to może potrwać kolejne kilka, kilkanaście lat. Zaproponował inseminację, ale naciskał bardziej na in vitro, bo właściwie to… „szkoda czasu”, a zresztą z takimi wynikami to nie wiadomo czy jakaś klinika mnie przyjmie… Ostatnia uwaga akurat nie zrobiła na nas większego wrażenia, bo i tak nie braliśmy pod uwagę poddania się zabiegowi in vitro.
Dlaczego nie in vitro?
Nas, jako katolików obowiązują pewne zasady i przykazania pozostawione nam przez Boga. I choć to trudne, nie idziemy na kompromis, opowiadamy się jednoznacznie za
tym, co jest naszą wiarą.
Nie chcemy korzystać z in vitro, ponieważ jest to metoda, o której sami lekarze mówią, że nie jest ani dobra, ani właściwa. Dopuszcza zabijanie zarodków, a przechowywanie tych, które
przeżyją odbywa się przez zamrażanie; dodatkowym minusem jest narażanie kobiety na powikłania zdrowotne przez bardzo wzmożoną stymulację owulacji. A poza tym to cały proces przypomina bardziej
„produkcję” dziecka niż poczęcie, a dziecko powinno począć się w intymnym akcie miłosnym małżonków, a o jego powołaniu do istnienia powinien decydować Bóg, a nie jakaś pani
w laboratorium, w białych, gumowych rękawiczkach…
Jak dowiedzieliśmy się o NaProTECHNOLOGII?
Był rok 2009, o NaProTechnologii jeszcze nikt w Polsce nie słyszał oprócz wtajemniczonych ;), albo jeśli już słyszał to bardzo mało. Bardzo niewiele na ten
temat się mówiło, o wzmiankach w prasie nie wspomnę. Jakieś pojedyncze artykuły wpadały nam w ręce. Bardzo wstępne informacje uzyskaliśmy na rekolekcjach przedmałżeńskich prowadzonych
przez p. Malickich, ale wtedy jeszcze nie myśleliśmy, że będziemy jej potrzebowali.
Bliżej o tej metodzie dowiedzieliśmy się od brata Marcina. Przemek z żoną również długo starali się o dziecko. Szukając lekarzy naprotechnologów trafili do dr. Kuźnika (byli jedną
z jego pierwszych par małżeńskich, które leczył). Opowiadali nam wtedy o pierwszych krokach w tej metodzie, o nauce obserwacji, o monitoringu cyklu. Ale i tak trudno było nam
zadecydować się na taką drogę leczenia.
Jednak kiedy po roku zmagań udało im się począć Jasia (dziś Jaś ma prawie dwa latka ;) było to dla nas bodźcem i postanowiliśmy również spróbować.
NaProTECHNOLOGIA nie jest łatwą i prostą metodą, uczy cierpliwości i wytrwałości. Jest skierowana do osób, które nie naciskają: „już już, natychmiast chcemy mieć dziecko!” To jest metoda,
która poszukuje przyczyny niepłodności, zajmuje się w sposób holistyczny funkcjonowaniem organizmu kobiety. Poszukuje przyczyn niepłodności i je likwiduje, dopiero w następstwie tych
poszukiwań i po likwidacji przeszkód poczyna się w sposób całkowicie naturalny upragnione dzieciątko.
My przeszliśmy całą długą drogę leczenia, którą zakłada NaProTECHNOLOGIA. Rozpoczynając od kursu obserwacji u instruktora - p. Ewy Jurczyk, poprzez wizyty
u lekarza, całe mnóstwo badań sprawdzających poziomy stężeń odpowiednich hormonów w organizmie kobiety w określonych dniach cyklu oraz wdrożone leczenie hormonalne. Przeszłam także
testy na nietolerancję pokarmową i wyeliminowałam z diety te pokarmy, których mój organizm okazał się nie tolerować i z nimi walczył, z czego nawet nie zdawałam sobie sprawy.
Przeszłam również zabieg sprawdzania drożności jajowodów, i w końcu operację laparoskopową w szpitalu w Warszawie. Operacja, którą przeprowadził dr. Klimas, specjalizujący się w
przeprowadzaniu laparoskopii metodą naprotechnologii, miała na celu sprawdzenie czy nie mam zrostów o charakterze endometrycznym, co również może uniemożliwiać zajście w ciążę.
Po praktycznie całej drodze leczenia okazało się, że jesteśmy w tym odsetku par, u których problem niepłodności jest trudny do jednoznacznego określenia, diagnoza może brzmieć: „zaburzenia
funkcjonowania gospodarki hormonalnej organizmu kobiety”… Nie wchodząc w szczegóły anomalie w moich cyklach są naprawdę spore.
I co dalej?
Przez całą drogę, a właściwie już od samego początku dojrzewała w nas myśl o adopcji, i najprawdopodobniej pójdziemy w tym kierunku. Chcemy
przekazać dziecku… lub dzieciom - nawet, jeśli one nie będą ”z naszej krwi”, dobre wartości… Chcemy im dać, bo być może nie mają szans na otrzymanie tego od swoich biologicznych rodziców, to
wszystko, czego dobrego doświadczyliśmy w życiu – miłość, ciepło, serdeczność, troskę…
Wszystkich ludzi dobrej woli prosimy o modlitwę.
Jeśli ktokolwiek chciałby dowiedzieć się więcej o naszej drodze jesteśmy otwarci, jednak najlepszym pierwszym krokiem jest całkowicie niezobowiązujące spotkanie
z instruktorem naprotechnologii. Polecamy gorąco :-)
Ola i Marcin Gola
Katowice, 27.06.2013